Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmieszne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmieszne. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 czerwca 2012

W KRAKOWIE CZAS SIĘ ZATRZYMAŁ...

W Krakowie w szkole wisi mapa Polski z zaznaczonymi głównymi zabytkami. Na mapie widnieje Warszawa.
Hej, czemu nie ma wieżyczek? I dlaczego Wieża Grodzka jest w wersji z lat 20-tych XX wieku? I skąd te drzewa?

No cóż, chyba w całym Krakowie nie ma świeższego zdjęcia Zamku Królewskiego, niż sprzed 80 lat. A może tam Zamek Królewski od kiedy został zniszczony i odbudowany, już nie liczy się jako zabytek?

H_Piotr.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

KRAKKÓ, CZYLI KRAKÓW W GRUDNIU 2011

Jak co roku w grudniu odwiedziłem stolicę Generalnej Guberni - Kraków. Byłem tam z grupą Węgrów, którzy to miasto nazywają Krakkó.

Ten wypad do Krakowa wyjątkowo obfitował w warszawskie ślady:

Najpierw zwiedziłem kościół św. Anny, który zaprojektowany został przez naszego dobrego przyjaciela Tylmana z Gameren - twórce takich warszawskich kościołów, jak św. Kazimierza na nowym Mieście, św. Antoniego padewskiego na Czerniakowie, wnętrz św. Anny na Krakowskim Przedmieściu (ob. pozmienianych).
Mistrzowsko dostosował fasadę do warunków bardzo wąskiej ulicy - zwielokrotnił i uwydatnił gzymsy, dzięki czemu fasada stała się "trójwymiarowa".
Wnętrze pełne stiukowych ozdób - "nasza" św. Anna też kiedyś tak wyglądała, dopóki nie zaczęła się obsuwać (a zaczęła na długo przed 1949 rokiem) i w obawie przed katastrofą ciężki ozdoby gipsowe skuto i postawiono na lżejsze ozdoby malowane. Stiuki zostały do dziś tylko we wnękach okien sklepienia kolebkowego.
Tak jak lubię bogate barokowe wnętrza sakralne (o czym pisałem tu i tu), tak tym razem miałem poczucie przesytu.
Dlatego wszedłem przez drewniane wąskie drzwiczki na drewniane i jeszcze węższe schodki na chór.
Drewniane schody kręcone - wyobrażacie sobie? Może nawet z czasów Tylmana? W Krakówku to możliwe.

Z chóru jest lepszy widok na przepych.
I jeszcze bardziej czułem przesyt.
Dobił mnie barokowo wiszący u sklepienia krucyfiks. Ja wszystko mogę zrozumieć - dekonstruktywizm, rozerwanie przestrzeni, wyzwalanie emocji u widza, ale jednak nie umiem sobie wyobrazić wiszącego krzyża.
Więc poszedłem nasycić oczy stylem zachowującym proporcje.
Tu wszystko było na miejscu i nie kłóciło się z prawem grawitacji. Może dlatego, że wtedy go nie znano, to i nie próbowano naginać.
Po wizycie w Collegium Maius poszedłem na osiedlowe rondko.
I wlazłem do świeżo odremontowanych Sukiennic, a konkretnie na ich pierwsze piętro, gdzie znajduje się kolekcja malarstwa polskiego.
Nie trafiłem tam nigdy przed remontem, więc nie mam porównania, czy był udany.
Pierwsza sala i wita na obraz...
Bacciarellego przedstawiający Stanisława Augusta. Że tak powiem, dwóch ludzi cholernie związanych z Krakowem ;)
Następnie wchodzimy do długiej sali, w której podobno jest "Szał" Podkowińskiego (kolejny akcent warszawski), ale nie możemy go znaleźć.
... bo obraz schowany jest za naszymi plecami, na ścianie z drzwiami, którymiśmy weszli. W dodatku przed obrazem stoi rzeźba. Ot, polska szkoła muzealnicza.
A może ktoś próbuje upoić karego rumaka dosiadanego przez niewiastę?
Teraz dwa przykłady polskiej szkoły muzealniczej w temacie oświetlania obrazów. Nie trzeba od razu iść do Muzeum im. JP2 na pl. Bankowym, żeby tego zakosztować.

Kolejny warszawski smaczek - "Rejtan - upadek Polski" Matejki w "wypożyczeniu długoterminowym z Zamku Królewskiego w Warszawie". Oddawajcie ;)
W jednej z sal poczułem się niemal jak w Zachęcie, tylko, że na ścianach wisiała innego typu sztuka.
Na koniec Sukiennic żat po krakowsku, czyli chwalenie się, że "u nas to już nie ma filcowych kapcioszków".


Na koniec tego zestawu fotograficznego z Krakowa baldachim nad wyjściem z krypt królewsko-naczelnikowsko-prezydenckich (który był przedmiotem tej warszawskiej zagadki), wykorzystujący sześć kolumn "skradzionych" przez Adolfa Szyszko-Bohusza z soboru św. Aleksandra Newskiego, który stał ongiś na pl. Saskim. Oddawajcie ;)
Na Wawelu lepiej dogadywałem się z Węgrami po węgiersku, niż z panią w kasie po polsku, ale cóż, "wzajemna przyjaźń i zaufanie...".

I to by było na tyle. Bawiłem w Krakowie jedynie 2.5 dnia. Wrócę na pewno jeszcze nie raz.

H_Piotr.

piątek, 11 listopada 2011

A JEDNAK WARSZAWA JEST PIĘKNA - OTO DOWÓD

W Warszawie w kasach przy kupnie biletu dają sam kwitek. Na Węgrzech natomiast dodają taka oto kopertę, coby się bilet przed podróżą i podczas niej nie zniszczył.
Co możemy przeczytać na kopercie:
"Bezpośrednie połączenia z najpiękniejszymi miastami Europy.
Wenecja, Monachium, Drezno, Berlin, Wiedeń, Braszów, Bukareszt.
Od 13 euro Wiedeń,
od 15 euro Belgrad
od 19 euro Praga [Czeska - przyp. H_Piotr], Graz, Braszów
od 29 euro Wenecja, Monachium, Drezno, Berlin, Warszawa, Ljubljana, Bukareszt
od 39 euro Zürich, Hamburg*, Kolonia*, Kraków
* z przesiadką w Wiedniu"

A więc:
1. Warszawa została przez MÁV (Węgierskie Koleje Państwowe) zaliczona do grona szesnastu najpiękniejszych miast Europy.
2. Bezpośrednie połączenie może się odbywać z przesiadką w Wiedniu.
3. Bilet do Krakowa leżącego o 300 km bliżej Budapesztu, niż Warszawa, jest droższy o 10 euro od biletu do Warszawy.

H_Piotr.

poniedziałek, 17 października 2011

FÜLBEVALÓ, CZYLI COŚ DO UCHA

Dzisiaj bezzdjęciowo - o fenomenie męskich kolczyków.

Na Węgrzech całe tabuny mężczyzn noszą kolczyki. Niezależnie od wieku - od ok. 14 lat do ok. 60 lat. Czasem dwa kolczyki, częściej jeden. Co to oznacza? Wiecie może? Zapytałem jednego znajomego Węgra (bez kolczyka) i powiedział mi, że facet z kolczykiem to pewnie gej. Ale czy naprawdę na Węgrzech jest aż tylu gejów, którzy pragną powiedzieć całemu światu o swojej orientacji właśnie w ten sposób?

Mężczyźni tu też (choć nie zawsze) na pożegnanie całują się w policzek. Nie ma to chyba nic wspólnego z preferencjami, bo robią tak też ci, którzy przyszli ze swoimi dziewczynami/żonami. Chyba, że to wszystko przykrywka...

H_Piotr.

czwartek, 3 lutego 2011

sobota, 27 listopada 2010

ČESKÁ REPUBLIKA - CZ. 1

Tego lata byłem na Dolnym Sląsku. Była tu juz o tym jedna notka i druga notka. Będzie jeszcze niejedna. Ale podczas tego dwutygodniowego wyjazdu odwiedziłem tez (i to kilkukrotnie) naszych południowych sąsiadów. A właściwie bardziej na miejscu byłoby napisać - południowo-zachodnich.

Miejscowość Mezna koło granicy z Niemcami. Pomniczek poświęcony mieskzańcom wsi poległym w I Wojnie Swiatowej. Prawie wszystkie nazwiska brzmią niemiecko. Tak, Czesi tez doświadczyli w XX wieku połozenia geopolitycznego miedzy Niemcami, a Związkiem Radzieckim. Ale zawsze mozna znaleźć jakieś pocieszenie, nawet jeśli jest... nim Fidel.
A to juz miejscowość Hrzeńsko na samej granicy czesko-niemieckiej. Ładnie?

No to zaraz się przekonacie, czym tu handlują...

... Wietnamczycy, którzy chyba przyjechali tu z burzonego Stadionu Dziesięciolecia. Dosłownie opanowali oni miejscowość.

Hrzeński kościół. Swiadectwem laicyzacji Czechów (a moze zwietnamczenia Hrzeńska?) niech będzie fakt, ze Mszę świętą odprawia się tu raz... na miesiąc.
Czeski język wydaje nam się czasem śmieszny, ale zapewniam, ze Czechom polski wydaje się równie śmieszny.
Ta góra i budyneczek w tle to juz Niemcy, a pomiędzy państwami płynie Łaba.


Niemiecki pociąg.
Dawne przejście graniczne Hrzeńsko-Schmilka. Byłaby z niego fajna restauracja z widokiem na dolinę Łaby. Byłaby, oj byłaby...
A to juz miasteczko Szluknów ciut blizej polski,a le wciąz nad samą granicą czesko-niemiecką. Jest to najbiejdniejszy fragment Republiski Czeskiej, jaki widziałem, jednak nie przeszkadza mu to w byciu zadbanym. Ryneczek:

Skwer na rynku z kolumną (prawdopodobnie) Swiętej Trójcy.

Szerszy widok z kościołem farnym w tle.

Będzie więcej odcinków wyprawy do Czeskiej Republiki - jeszcze ciekawszych, tak więc stej tjuned.
H_Piotr.

środa, 10 listopada 2010

ZTM WPROWADZA ZMIANY W KOMUNIKACJI MIEJSKIEJ...

... nie, to nie nowość. Ale tym razem chodzi o zmiany dnia 11 listopada związane z biegami, marszami, marszobiegami, skokami przez płotki, składaniem wieńców, mówieniem przemów, śpiewaniem pieśni, klaskaniem i ogólnie - radowaniem się, ze to juz 92 lata minęły, jakeśmy wygonili Niemców z Warszawy*.

Róznorakie juz bywały objazdy tramwajowe w Warszawie - były juz trasy w kształcie litery "U" ("piętnastka" z Huty na Piaski przez Mickiewicza, Stawki, Broniewskiego), były juz trasy rozdzielone na dwie części, jak dzdzownica na podwórku (nie pamiętam w tej chwili, która linia, ale na pewno coś takiego było), były trasy w kształcie łamanych zamkniętych wzajemnie się dopełniających (33 zgodnie z ruchem wskazówek zegara, 35 przeciwnie do wskazówek albo na odwrót).

Były juz objazdy, objazdy objazdów, a nawet pewnie i objazdy objazdów objazdów, ale TEGO jeszcze nie grali:

Jutro szesnastka będzie robiła ósemki.

Nie, nie będą to tańce na lodzie ani tym bardziej rozmnazanie gatunkowe stopiątek z trzynastkami.

Trasa szesnastki będzie wiodła z pętli Ratuszowa-ZOO przez Jagiellońską, most Gdański, Słomińskiego, Międzyparkową, Andersa, Marszałkowską, Puławską, Woronicza, Wołoską, Boboli, Rakowiecką, Aleje Niepodległości, Chałubińskiego, Aleję Jana Pawla II, Aleję Solidarności, most Sląsko-Dąbrowski, Aleję Solidarności, Targową, Ratuszową do pętli.

Ósemki, piruety i telemark.

Chyba się przejadę, by pozwiedzać Warszawę z okien tramwaju.
H_Piotr.

* - warto wiedzieć, ze chociaz przez 100 lat w Warszawie stacjonowały wojska rosyjskie, to w 1918 wygoniliśmy Niemców

niedziela, 24 października 2010

III EDYCJA KONKURSU "E-WARSZAWIACY CZYLI SYRENKA W SIECI" I NAGRODA

Jak możecie przeczytać tutaj, dostałem nagrodę w III edycji konkursu "E-Warszawiacy czyli syrenka w sieci" za mój blog "Fenomen Warszawy". Łączyło się to oczywiście z nagrodą. Dyplom, książki o Warszawie, breloczek, koszulka, a nawet chlebowy jelonek nie byłyby jednak warte wzmianki, gdyby nie ostatni z eksponatów.

Jest to "pamiątka z Płocka", w którym to Płocku byłem tydzień temu, o czym pisałem tutaj, a gdzie nie miałem okazji kupić pamiątki. Widać pamiątka przyszła do mnie. Ale nie byle jaka pamiątka - drewniany herb Płocka wyprodukowany w Poznaniu w 1989 roku.


Oczywiście bardzo cieszę się zarówno z faktu uhonorowania mojego bloga, jak i z nagród :)

H_Piotr.

PS. Tak, wiem, jestem zgryźliwy :)

piątek, 20 sierpnia 2010

GŁUPOTKI - SIEĆ KOMÓRKOWA

Pomyślałby kto, ze u "prywaciarza" lepiej.

Od kilku dni mój telefon komórkowy nie działa... To znaczy działa, ale tylko wtedy kiedy sam chce. Nie łapie zasięgu, więc jak ktoś do mnie dzwoni, to dostaje komunikat, ze "abonent jest czasowo..." Dopiero kiedy ja zadzwonię, to mój telefon melduje się w sieci i wtedy juz do końca dnia jest dobrze. Dziwna sprawa... Dziś poszedłem do punktu sieci komókowej, by wyjaśnić tę sprawę.

Pani poprosiła mnie o wyjęcie karty SIM, wzięła ją i poprosiła mnie o podanie PIN-u. Que? Po co? No, ale podałem, bo przeciez i tak nic bym nie wskórał. Pani poszła na zaplecze, wróciła z kartą po paru minutach i stwierdziła, ze karta wygląda na sprawną, ale mimo to zaproponowała wymianę karty SIM na nową, bo "mimo, ze pokazało się, ze wszystko jest OK, to czasem nie jest OK". Podziękowałem za zmianę karty SIM i jednocześnie zaproponowałem, ze moze Pani w ramach sprawdzenia mojego telefonyu zadzwoni do mnie - oczywiście teraz mój telefon działał.

Pytania, które się nasuwają:
1. Po co istnieje coś takiego, jak PIN, skoro do kazdej naprawy muszę go podawać pracownikowi sieci? (juz kiedys musiałem podawać w innej sprawie)
2. Po co sprawdzać kartę SIM, skoro i tak "czasem pokazuje, ze jest OK, chociaz nie jest OK"?
3. Jaki jest sens próby rozwiązania problemu w sposób, który i tak z góry jest skazany na porazkę?

Jedyny plus tej sprawy jest taki, ze nie jestem niepokojony telefonami :)

H_Piotr.