piątek, 21 stycznia 2011

L jak Lubiąż - XXXIX akcja GTWB - Straszne, dziwne, opuszczone miejsca

Tematem dzisiejszego wpisu jest klasztor pocysterski w Lubiążu na Dolnym Śląsku. Miało być miejsce straszne, dziwne i opuszczone, to jest. Klikamy w zdjęcie!
Budynek poklasztorny jest w półruinie od 1945 roku, z tym że klasztorem przestał być już w 1810 roku - wtedy dobra przejęło państwo pruskie.
Do strasznych, dziwnych i opuszczonych korytarzy wkradła się sztuka współczesna - "Mam prawo wiedzieć... czemu stropy są tak nisko. Jak dla mnie zdecydowanie za nisko! Bo cystersi to hobbity."
Rozumiecie? Ja też nie - więc to sztuka współczesna. Z ogromnego kompleksu zabudowań (co będzie widać na późniejszych zdjęciach) zachowały się/odrestaurowane zostały tylko dwie duże sale - jadalnia i sala opata, oraz sztukaterie na sufitach kilku mniejszych sal, jak ta:
Jadalnia cystersów odrestaurowana kilka lat temu. Wolę nie wiedzieć jak wyglądała przed renowacją. Trzeba przyznać, że cystersi nie żyli w ubóstwie.
Teraz przez dziedziniec przechodzimy do byłego kościoła klasztornego. Ups, podczas wykonywania tego zdjęcia wystąpiły "obiektywne" trudności :)
Kościół jest na zrębie jeszcze gotyckim.
Z boku dostawiono Domek Loretański - podobny stoi na Pradze (tak, warszawskiej Pradze), zbudowany za czasów Władysława IV, w połowie XVII wieku, stanowi obecnie wewnętrzną część kościoła Matki Boskiej Loretańskiej i jest najstarszym zabytkiem prawobrzeżnej Warszawy (Tarchomina nie liczę :) To jest pierwszy element wspólny lubiąskiego klasztoru z Warszawą.
Wnętrze byłego kościoła zionie pustką. Gdzie jest obraz, który był w tej ramie? Nie wiem. Wiem za to, kto go namalował - Michael Willmann.
Wszystkie obrazy, które wisiały do 1945 w lubiąskim kościele namalował Willmann.
Zostały one tuż po wojnie wywiezione i zabezpieczone przez dyrektora Muzeum Narodowego, prof. Stanisława Lorentza (tego, który przez całą wojnę ratował wyposażenie Zamku Królewskiego, a potem przez 25 lat domagał się jego odbudowy).
Obecnie większość z tych wielkich dzieł (i rozmiarami i kunsztem) wisi w warszawskich kościołach - jeśli są chętni, z chęcią wprowadzę w temat osobiście :)

Kościół nie miał szczęścia. Jeszcze w 1944 Niemcy wywieźli stalle (te ładne drewniane siedziska dla zakonników) - nie wiadomo, gdzie one są.
Jak głosi stare chińskie przysłowie "Głupich nie sieją - sami się rodzą":
"Byłam tu na rajdzie z koleżanką 16 V 71
Rościsławice
Jola T.
Grażyna B."
No, ale cystersi nie samą modlitwą w kościele żyli (i nie samym chebem w jadalni). Czas wejść do sali książęcej opata lubiąskiego - największej i najbardziej ozdobnej sali klasztoru.
Wejścia pilnują dwaj półnadzy murzyni - może być ciekawie :)

Sala olśniewa!
Tu wszystko jest naj - nawet plafon na suficie.
W sali nie ma żadnych religijnych symboli - kto by sobie zaprzątał tym głowę w czasie zabawy?
Są za to posągi królów i książąt zaprzyjaźnionych z opatami i zasłuzonych dla rozbudowy klasztoru.
Śląski barok w pełnej krasie!
Barokowe złudzenie optyczne - obraz "wychodzi" z ram. Taki sam zabieg zastosowano również w warszawskim kościele oo. bernardynów na Czerniakowie, z tym że tam z ramy wystaje nie noga, lecz trąba słonia symbolizującego Afrykę.
Jeszcze raz całokształt:
I wychodzimy. Tak naprawdę zwiedziliśmy może 10% całości. Za to możemy obejść dookoła caluteński klasztor, co oczywiście uczynimy.
Brama wejściowa da turystów:
Skrzydło klasztorne w słońcu. Pogoda była bardzo zmienna, dlatego tak podkreślam, że w słońcu :)
To idzie młodość! - Naprzeciw (byłego) klasztoru z ogromnym (byłym) kościołem jest jeszcze jeden (były) kościół - dużo mniejszy. Jak tak będzie stał niezabezpieczony, to niedługo już ociągnie...
No, ale póki co, cieszmy się chwilą słońca.

Widać, że w ostatnich latach zabezpieczono dachy klasztoru przed przeciekaniem.
Monumentalna bryła robi wrażenie.
Tu widok na kościół:
Niestety, nie ma pomysłu na sensowne zagospodarowanie tej przepięknej budowli. Albo inaczej - pomysłów jest co niemiara, ale jakoś żaden nie może doczekać się realizacji. Oby tylko klsztor doczekał się realizacji któregokolwiek pomysłu.
Gotyckie fragmenty kościoła:
Nie ma w okolicy żadnego dostatecznie wysokiego wzgórza, by móc objąć całość okiem obiektywu, albo nawet i swoim własnym.
Niestety przypomina to stan polskich zamków na Ukrainie:
Oto jak wygląda klasztor wedłu Behemotha:
A jaki Wy macie pomysł na zagospodarowanie byłego klasztoru cysterów w Lubiążu?
H_Piotr.

ČESKÁ REPUBLIKA - CZ. 6. CZESKA SZWAJCARIA

Podczas zeszłorocznej wyprawy odwiedziłem równiez góry w Czechach (tak, juz nie tylko w Republice Czeskiej, ale i w tej części, którą nazywamy Czechami :) zwane Czeską Szwajcarią. Czy ma to wiele wspólnego ze Szwajcarią, nie wiem, bo tam nigdy nie byłem.
Widoki byly przepiękne, trasy wyjątkowo łatwe - wręcz spacerowe.

Skały wysokie.

Może ta góra w oddali to dawny stożek wulkaniczny?

Na końcu trasy czekało na nas malowniczo położone schronisko górskie.




I tu łyzka dziegciu do beczki miodu. Za wejście na ostatni odcinek trasy - tam, gdzie ten skalny mostek oraz schronisko (!) z toaletą i barem - trzeba było zapłacić równowartość 12 zł. Dwie trzecie naszej ekipy nie zdecydowało się na ten wydatek - w tym ja.
Natomiast wszyscy zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie pod arkadą pod schroniskiem - za kazdym razem długoo czekaliśmy, aż w tle nie będzie tych przebrzydłych turystów, którzy tylko wchodzą w kadry ;)
W związku z tym, że toaleta była płatna - 12 zł, to tutaj "nieco" śmierdziało. A szkoda, bo miejsce ładne i według tablicy informacyjnej, w czasie wojen religijnych, których Polsce historia oszczędziła, ale Czechom nie, tutaj spotykali się "odszczepieńcy".

To reklamówka pensjonatu, w którym spędziliśmy jedną noc. Bardzo romantyczne miejsce ;)
I na koniec tego wpisu - bo bardzo lubię modernistyczną architekturę - wiejski dom kultury z okolic Krasnej Lipy - nieco innego rejonu Czech, niz powyzsze góry. Ale w sumie w Czeskiej Republice nic nie jest strasznie daleko :)
H_Piotr.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

GRUDNIOWY KRAKÓW

W grudniu ubiegłego juz roku (jak to dumnie brzmi) odwiedziłem Stołeczne Królewskie Miasto Kraków. Pojechałem tam pociągiem PKP, który o dziwo, dowiózł mnie na miejsce o czasie, bez tłoku i w cieple.
Kraków przywitał mnie hotelem: Na szczęście w środku hotel prezentuje się znacznie lepiej, a poza tym tuz obok stoi całodobowy hipermarket :) W hotelowych pokojach kroluje sztuka:
Nie brak i warszawskich akcentów:
No, ale nie pojechałem tam siedzieć w pokoju, tylko zwiedzać kościoły. Pieknym barokowym kościołem jest kościół p.w. śś. Piotra i Pawła przy ul. Grodzkiej (to ten po lewej, po prawej kościół św. Andrzeja):



Przy okazji mozemy wyczytać, ze ksiądzx Piotr Skarga pochodził z Mazowsza. A tego, ze konkretnie z Grójca, to juz nie napisali.

A to juz kościół ojców Misjonarzy przy ul. Stradomskiej (chwilowo nie pamiętam wezwania). Ten sam zakon ma w Warszawie kościół św. Krzyża przy (nomen omen) Krakowskim Przedmieściu.

Kulturka
Wiekowy zamek od wiekowych odrzwi:

A to juz wspomniany wcześniej, romański kościół p.w. św. Andrzeja. Że co, ze nie jest romański? Oj tam, oj tam, z zewnątrz jest.
Ambonę w kształcie łodzi znamy tez z warszawskiego kościoła sióstr Wizytek.
Kazimierz znany jest z synagog i knajp, ale stoi tam tez kilka pięknych zabytkowych kościołów. Tu na przykład kościół św. Katarzyny ojców Augustianów. Kościół św. Marcina przy Piwnej w Warszawie tez nalezał do tego zakonu, zanim car im go nie zabrał...
No, ale pora ruszyć stare kości z Krakowa do Wieliczki. Nie, nie do kopalni. To juz widziałem. Postanowiłem nietypowo zwiedzić miasto. W środku Wieliczki stoi kościół św. Wacława:
Niczego sobie:


Jezdząc tramwajami po magicznym Krakowie mozna czasem przenieść się niechcący do innego świata.
Mozna tez kupić w automacie z Janem Pawłem II...
Nie,nie kremówkę. Medalik.

A potem na dziedzińcu Kurii Metropolitalnej słit focia z najstarszym na świecie pomnikiem Jana Pawła II (odsłoniętym w 1980 roku):
Baaardzo długi wysięgnik! Mówię serio.
Na szczęście niektórzy jeszcze nie zgubili słownika ortograficznego.
A oto DJABEŁ:


Tablica głosi, ze:
EZ AZ ÉPÜLET ADOTT OTTHONT
A XV ÉS XVI SZÁZADBAN
KRAKKÓBAN TANULÓ MAGYAR
DIAKOKNAK, AKIK A MAGYAR
KULTURA DICSŐSÉGÉRE
HAZAJUK JAVÁRA LENGYEL
FÖLDÖN GYARAPITOTTAK
ISMERETEIKET A NAGY HIRÜ
JAGELLO EGYETEMENT
czyli po naszemu:
BUDYNEK TEN STAŁ SIĘ DOMEM
DLA WĘGIERSKICH ŻAKÓW
STUDIUJĄCYCH W KRAKOWIE
W XV I XVI WIEKU, KTÓRZY NA
POLSKIEJ ZIEMI KU CHWALE
WĘGIERSKIEJ KULTURY, DLA
DOBRA OJCZYZNY
POWIĘKSZALI SWE WIADOMO-
ŚCI NA WIELKIEJ SŁAWY
UNIWERSYTECIE
JAGIELLOŃSKIM
Przegadane? Gdziezby! Po prostu podkreślone, ze właśnie tu mieszkali i studiowali :)
Podróba Sphinksa? Nie wiem, nie jadłem tam.

Sukiennice nas zapraszają po remoncie. Po raz pierwszy w zyciu nie zrobiły na mnie negatywnego wrazenia, choć do pozytywnego było jeszcze daleko.

Jeden z najznamienitszych gotyckich zabytków w Polsce czyli kościół mariacki...
... i jego ołtarz główny produkcji Veita Stossa.

Właściwie, to nie wiem dokładnie, co to jest, ale ładne:
Z racji dwusetnych urodzin Wielkiego Polaka (i Wielkiego Warszawiaka) Fryderyka Chopina, Kraków równiez postanowił to jakoś uczcić, umieszczając takie gustowne plakaty w całym mieście:

Pytanie za 100 pkt. - to kobieta czy męzczyzna? Z tym pytaniem Was zostawiam. Ja po weekendzie spędzonym w grodzie Kraka czułem się jak po wizycie w Centrum Sztuki Współczesnej.
H_Piotr.
PS. Wracałem samochodem 7.5 godzinuy (!) dzięki czemu, gdy wchodziłem do domu, czułem się juz prawie jak po wizycie w Galerii Porczyńskich.