Dziś mija pięć lat od... śmierci? zdechnięcia? odejścia? no, w kazdym razie, od kiedy mój pies - Kropka - juz nie jest z moją rodziną. Była przeuroczą foksterierką, bardzo zabawową i inteligentną. Uwielbiała jeździć autobusami i tramwajami - sama mnie wyciągała na wycieczki po Warszawie. Latem opalała się na balkonie. Mruczała jak kot.
Oczywiście mam więcej jej zdjęć, ale większość na negatywach i odbiatkach, jeszcze nieposkanowane. To jest takie... portretowe.
H_Piotr.
Nigdy nie miałem psa ani kota, więc nie wiem do końca jak to jest, gdy nagle ich brak. Ale wiem, że dla wielu ludzi to utrata niemal równoznaczna ze śmiercią członka rodziny.
OdpowiedzUsuńTak, to trochę tak jest, i nie zależy od ilości czasu. Jeszcze rok po śmierci Dżojki czasem widzę jej cień pod stołem kątem oka...
OdpowiedzUsuńTeż rozumiem to dobrze, mam już czwartego psa i po stracie każdego jego poprzednika długo cierpiałem. Dlatego też coraz bardziej skracałem okresy żałoby(tzn. bez nowego psa). Co nie znaczy, że po wzięciu nowego zapominam o tych, które się "minéły".
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie; ja straciłem kota który żył ze mną 11 lat... płakałem całą noc.
OdpowiedzUsuńZrobiłem o nim film w drugiej rocznicy śmierci
http://www.youtube.com/watch?v=7D2jCPId5Sw